Andrzej Zając

Umarł Andrzej Zając. Przyjaciel. Dziś. 2024-03-30 – pisze Zbigniew Wróbel

Nie doczekał święconki. Dzięki wsparciu viceprezydenta Katowic Jurka Woźniaka ostatnie dni spędził dość komfortowo.

Zabił go rak trzustki. Ten bezwzględny sukinsyn atakuje niemal bez ostrzeżenia i raczej nie daje nikomu szans.

Dowiedziałem się ok tydzień temu a już dziś żegnamy Przyjaciela. Myślałem , że odwiedzę go po świętach. Telefonu nie odbierał. Stasiu Pisarek go odwiedził. Mówi, że powspominali…

Jurek oczywiście też.

Przyjaźniliśmy się z Andrzejem od końca lat 70-tych. Gdy na życzenie Jurka Swatonia trafiłem do ówczesnego ZW do komisji Zagranicznej .

Działaliśmy w ZSP I SZSP w różnych obszarach. Andrzej głównie w obszarze polityki i propagandy czyli w sferze nadbudowy, ja bliżej ziemi-praktyki zagraniczne, kultura, festiwale, projekty wielkoformatowe.

Kiedy obejmowałem gunkcję przewodniczącego Śląskiej Rady Okręgowej Andrzej zostal moim zastępcą i następcą.

Pryncypialny , skuteczny solidny i z niebanalnym poczuciem humoru. Niezwykle błyskotliwy. Potrafił adekwatnie rozdzielać zadania ale też je egzekwować. Wykorzystywał ten swój humor zamiast popularnego OPR- u. Zawsze miał anegdoty na podorędziu i użyteczne przypowieści. Wiele przeżyliśmy razem. Był także współtwórcą strategii walki o fotel Przewodniczącego RN ZSP dla mnie i późniejszych tym razem skutecznych baraży o Dyrektora Naczelnego Almaturu argumentując żartobliwie swoje zaangażowanie koniecznością wypchnięcia mnie zza biurka Ślaskiej RO by samemu zająć moje miejsce… tak się stało.

Siadłem do pisania tego epitafium aby oddać hołd wybitnej postaci ruchu studenckiego. Zrobić to patetycznie i pokazać pomnikową osobowość.

Nie potrafię. Inaczej go pamiętam choć wszak taki był.

Andrzej był pogodnym i wesołym człowiekiem. Skłonnym do psot i do żartów. Jak np w Ujsołach wizyta krowy na obradach w kawiarni.

Lubił ludzi i biesiady. Lubił debaty ale także kochał wyzwania zwłaszcza takie nierobialne…

Chyba o tym wam opowiem. O tym Andrzeju, którego tak pamiętamy i może tak zapamiętajmy…

On sam by tak wolał jak go znam. Znałem… trudno będzie mi się przyzwyczaić do myśli ze go tu nie ma fizycznie….

Duchem będzie z nami ! Bo my go mamy w sercach i tam go zachowamy.

Tak będzie Jędruś!

Andrzej byl niezwykle kreatywny i nie akceptował ograniczeń. W żadnej sferze.

W stanie wojennym gdy zawieszono organizacje młodzieżowe on pierwszy w Polsce odkrył , że niektóre rady okregowe , te dzielące lokale z Federacja lub ZSMP mają łącze specjalne z centralą wewn telef KW PZPR. Nigdy nie używane wprawdzie ale było. Andrzej z pomocą innych kolegów je zlokalizował u nas i podłączył aparat. Okazalo sie ze dziala. TO bylo okno na świat! Z centrali KW mozna bylo przełączać sie na wszystkie wewnętrzne centrale w tym milicja, wojsko, pkp, straż pożarna i co tam jeszcze. Wymagalo to jednak podawania haseł które odgadywaliśmy całkiem skutecznie. ( służby nie komplikowały sobie zycia.

Andrzej w tym brylował i na dodatek robił to bez skrępowania i bez strachu, który mnie ściskał gardło.

Mówił do słuchawki twardym nieznoszącym sprzeciwu głosem :

-Połączcie mnie z komisariatem milicji w Siemianowicach z komendantem.

Teraz!! Czekam!

– Komendant? Sprawa jest poważna macie dlugopis? To piszcie. (Tu podawał adres członka zarządu naszej Rady), a następnie informację ze ma się stawić w miejscu pracy jutro o 13:00! Niestawienie oznacza konsekwencje z paragrafu 22 pkt 2B. Zapusaliście? To przeczytajcie- dobrze. Wykonać.

– . Tak zwołał pierwsze zebranie Rady Okregowej w stanie wojennym. Wszyscy dotarli.

– Tylko w pierwszym odruchu chcieli nas zabić bo najedli się strachu, że będą internowani. . Dopiero po flaszce bylo wesolo. Do Tadzia Sawica prezesa RN do Waw zeby pogadać odgadlismy hasło szybko : Zamek.

– trrr trrr halo ! Dajcie mi ZAMEK .

– Do Andrzeja Oreckiego do Krakowa tez szybko poszło :

– Trrr trrr halo! Dajcie mi WAWEL I DZIAŁALO. troche trudniej było z innymi miastami ale Andrzej odgadywał.

Stan wojenny. Nic nie ma. Żyć sie nie da. Andrzej wymyślił zeby zrobic pieczątki KOMISARZ WOJENNY.

Protestowalem ,że sąd wojenny, ze nas rozstrzelają albo co gorsza zamkną. Zadzwonił spec linią do administracji KW i spytał : ktory zaklad wam drukuje pieczątki bo musimy adres zmienić. Podali. Napisał do Zakładu pismo na firmówce dla siebie: z/ca Komisarza Wojennego etc i kazał mi podpisać. Bałem sie ale podpisałem. Zawiózł. Zrobili. Wypisał na firmówce dla mnie, przybil swoją pieczątkę i podpisał. Zrobili. Zaczęliśmy nowe życie….

Omijalismy kartki na paliwo wpisując sie do zeszytu na stacji i bijąc stempel. Wspaniałomyślnie placąc bo oplacone paliwo nie podlegało raportom co też wykrył jakoś.

Takich anegdot mamy dziesiątki. No poszliśmy do dyrektora banku z misją odblokowania konta aby móc wyplacać pracownikom pensje. Przyjął nas szef choć Andrzej umawial zastępcę ale przez spec telefon i potwierdził na firmowce ze stemplem jw. Wchodzimy. Stajemy w szeregu przed dyrektorem i witając sie -przedstawiamy :

Wróbel, Zając, Jaszczura, Wilk, Orzeł !

Dyrektorowi oczka zmrużyły się ( w podejrzeniu że studencki kawał…) po chwili napiecia z trudem wyrzekł: Piotr DZIK…. I ryknął śmiechem. Wszystko załatwiliśmy.

Andrzej bardzo dbał o pracowników. Uważał ze ludziom trzeba pomagać i o nich dbać. Pracownicy wykonują swoją pracę i idea nie nakarmi ich rodzin. Działacze mają powołanie i to ich motywuje oraz wyścig do wyższych funkcji aby móc robić jeszcze wiecej ale po swojemu a pracownik pracuje dla pensji. I dbał. Zalatwiał różne przywileje i apanaże korzystając trafiających sie możliwości.

Byl niezwykle praktyczny i skuteczny w działaniu. Jak cos bylo trudne lub nie bylo pomysłu delegowaliśmy to na Andrzeja i on sobie zawsze z tym radził

Jestem na Mazurach wiec nie mam dostepu do zdjęć. Jednak prosze wszystkich o umieszczanie tu fotek z Andrzejem waszych naszych itp. Przypomnijmy go.

Zbigniew Wróbel

Andrzej w miarę regularnie mnie odwiedzał wspomina Stanisław Pisarek

Wpadał do mnie po drodze z pracy – moje biuro jest po drodze z Jaworzna. Ostatni raz z końcem stycznia. Powiedział o problemie, ale był pełen nadziei, że to nie ten najgorszy wariant. Andrzej – mój rówieśnik i tak ostatnio się zbliżyliśmy. Wyjątkowo rzetelny, rozsądny, dobry i mądry człowiek. Świetnie sobie gadaliśmy. Przedwczoraj jeszcze odwiedziłem go w hospicjum. Nie było portiera, gdy dzwoniłem do bramy. Po chwili czekania przeskoczyłem płot. I wtedy refleksja – ja skaczę przez płot, a nie był niski i wielu dzisiejszych 20-latków miałoby problem, a tam umiera mój kolega z “mojej klasy”. Nie rozumiałem co mówił Andrzej – ja już przecież trochę gorzej słyszę, a on ledwie szeptał. Ale mówiłem mu dużo. Był bardzo spokojny i na wszystko reagował. Przeczytałem Mu książkę (krótki tekst, bo dużo obrazków) o Januszu Korczaku, którą ostatnio wydałem.

Andrzej wydawał się rozumieć i był bardzo “pogodzony”. Był pogodny, kilka razy się uśmiechnął. Bardzo ładnie, wręcz szlachetnie wyglądała Jego twarz. Dobrze ogolony, ze swoim wiecznym wąsem. Żałuję, że nie zapytałem czy mogę zrobić Mu zdjęcie, ale przecież wiecie … nie wypada. W końcówce choroby bardzo wyszczuplał i Jego twarz wyglądała naprawdę świetnie, bardzo młodo.

Pożegnaliśmy się uściskiem dłoni i długim wzajemnym spojrzeniem. I ten wzrok i uścisk będę długo pamiętał.

Bardzo mi będzie Andrzeja brak.

Śmierć nie wybiera. Za często jednak za wcześnie zabiera dobrych ludzi. Stanisław Pisarek 

Że Andrzej jest umierający dowiedziałem się w Wielki Piątek od Staszka Pisarka. Relacjonował ich spotkania ostatnimi czasy, kiedy to Jędrek po drodze z Jaworzna wpadał do Stacha na pogaduchy, czasem z małym „ co nieco”. Bodaj w styczniu powiedział Staszkowi o swojej chorobie. Zwyczajnie, bez afektacji. Bo taki był. Konkretny do bólu. Jak wtedy, gdy zjawiłem się u Niego-był wówczas Szefem Gabinetu Jana Szlachty-z prośbą o wsparcie w realizacji, zdawałoby się niemożliwej misji w ramach wyborów uzupełniających w miejsce tzw. Listy Krajowej. Fortel okazał się skuteczny; górnicy na pasku z wypłatą mieli dodatkowo właściwe nazwisko. Koncept okazał się skuteczny. Jeszcze wcześniej spotykaliśmy się w Warszawie, Uniejowie, Kortowie i innych miejscach na posiedzeniach pionu propagandy, jak wówczas mówiono, którymi przyszło nam kierować w ZW- mnie w Gdańsku, Jemu w Katowicach. Stentorowy głos, mocna postura, przenikliwe spojrzenie i nieodłączny wąs nadawały Mu rys zasadniczej stanowczości a był przecież pełen humoru, inwencji i życzliwości. Gdy po pamiętnej batalii o fotel Przewodniczącego RN trzeba było znaleźć nowe miejsce dla Zbyszka znalazł Andrzej genialne w swojej prostocie rozwiązanie, wymagające dyskrecji, finezji i zaufania. Dzięki spełnieniu owych trzech kondycji udało się-przy moim skromnym udziale. Już nie wymienimy życzeń świątecznych, czy urodzinowych. Jedyna pociecha, że Stach zrealizował swój zamysł i w trakcie powtórnych odwiedzin w hospicjum, gdzie Andrzej za sprawą Jurka Woźniaka znalazł ostatnią przystań, poczytał Mu. Maciej co ja mógłbym zrobić. On mówi cicho a ja nie bardzo słyszę, mówił zatroskany Staszek przez telefon. Poczytaj Mu, odparłem. O tym myślałem-odpowiedział. Wszak niedawno wydałem książkę o Korczaku. Resztę znacie ze wspomnienia Staszka i Zbyszka. Śpij spokojnie Andrzeju.

Maciej Małek

 

error: Content is protected !!