Antoni Dragan

Ocalmy od zniszczenia i zapomnienia

Referat na posiedzenie Komisji Historycznej Ruchu Studenckiego w dniu 10 grudnia 2011r.

Koleżanki i Koledzy,

I. Tak żywe i życzliwe przyjęcie przez Was zapowiedzi przewodniczącego naszej komisji, kolegi Wiesława Klimczaka, że nie będę jednak odczytywał dzisiaj tego wszystkiego, co zostało już opublikowane w dostarczonym Wam, pierwszym numerze Zeszytów Historycznych Ruchu Studenckiego wydawanych przez Komisję, upoważnia mnie do głośnego wyrażenia nadziei, że równie żywo i życzliwie zechcecie przyjąć, to co Wiesław Klimczak zapowiedział, jako referat wprowadzający na dzisiejsze nasze posiedzenie. O czym chciałbym powiedzieć dzisiaj, jako inicjator powołania Komisji Historycznej, otwierając dyskusję na posiedzeniu Komisji, odbywającym się w 25 rocznicę Jej powołania. Z natłoku spraw i problemów wybieram tylko te, które moim zdaniem mają nie tylko znaczenie okolicznościowe, ale mogą być także zachętą do wspólnego zastanawiania się nad tym co dalej powinna podejmować w swoich pracach Komisja. A być może zachęcą nas do podjęcia konkretnych decyzji, wpływających na to co będziemy chcieli dalej wspólnie czynić, przez co najmniej następne 25 lat. Dlatego w tym wprowadzeniu do dyskusji, chciałbym się skupić na następujących sprawach:

1. Metodologia uprawiania historia ZSP. Historia o ZSP – perspektywa  historiozoficzna czy narracyjna?
2.Odpowiedzi na pytanie, dlaczego 25 lat temu powstała i do czego była potrzebna Zrzeszeniu Komisja Historyczna?
3.Przedstawieniu  wniosków jakie wynikają  z dotychczasowej historii „Komisji Historycznej” i z jej prac?
4.Zaproponowaniu odpowiedzi na pytanie, quo vadis Komisjo? Czyli dokąd i jaką drogą powinna dalej podążać Komisja?
5.Określenia swojego stanowiska w sprawie realnego podziału ról i zadań w ruchu poststudenckim, jako niezbędnego warunku skutecznego i efektywnego działania, najaktywniejszych aktorów tej sceny, czyli Ogólnopolskiej Komisji Historycznej oraz komisji środowiskowych i  Stowarzyszenia Ordynacka.
II. Historia ZSP i historia o ZSP – perspektywa  historiozoficzna czy narracyjna?
1.Niezbędnym warunkiem skutecznego prowadzenia każdej działalności, przez zorganizowaną strukturę jest precyzyjne określenie wyjściowych założeń i reguł, którymi będziemy się kierować w prowadzeniu działalności. Przyjęcie takich założeń i reguł porządkuje bowiem działania i określa zasady, którymi się kierujemy. Nie inaczej jest także w działalności społecznej. W sposób szczególny dotyczy to działalności prowadzonej przez naszą Komisję. Znaczenie tych założeń i reguł dodatkowo wzmacniane jest przez to ,że zajmujemy się przecież także historią żywą, której aktorzy i autorzy są często z nami i wśród nas. Wielu z nas tę historię tworzyło i zapisywało swoją aktywnością jej ważne karty, nie tylko zresztą w ZSP/SZSP, ale także w życiu „dorosłym”, już po zakończeniu swojej przygody z ruchem studenckim. Nas jednak na dzisiejszym posiedzeniu, z racji „statutowych ograniczeń” jakie wyznacza Komisja Historyczna,  interesuje tylko ten  „studencki etap” aktywności. W jaki więc sposób i z jakiej perspektywy powinniśmy w Komisji Historycznej podejmować problemy, które umownie określam terminem „historia ZSP i historia o ZSP”. Czy przyjmiemy perspektywę historiozoficzną, dobrze nam znaną przed wielu laty, czy też perspektywę narracyjną, tak modną obecnie i przyjmowaną przez tych, którzy są lub chcą być ciągle aktywni na scenie politycznej?  Takie definiowanie tego pytania, jest więc w istocie  pytaniem o naszą metodologię podejścia do historii ZSP a w konsekwencji, także o sposób oceny naszej działalności w ZSP/SZSP.
2. Zdefiniujmy zatem założenia wyjściowe dla dalszego poszukiwania odpowiedzi na to pytanie. Co zatem wyróżnia perspektywę historiozoficzną i czym jest HISTORIOZOFIA? Historiozofia to dziedzina filozofii, określana  także w przeszłości terminem  filozofii historii, uznawana często za samodzielną gałąź wiedzy. Skupia się na refleksji nad dziejami, nad ich sensem, biegiem i celem, i próbuje ustalić ogólne prawidłowości nimi rządzące. Przedmiotem  badań historiozoficznych jest też  postrzeganie procesu dziejowego przez ludzi, różne sposoby jego przedstawiania i rozumienia. Podstawowe problemy podejmowane w historiozofii(cyt. za wikipedią) to poszukiwanie odpowiedzi na następujące, nurtujące ludzi od stuleci, pytania:
-czy istnieje uporządkowany proces historyczny (sens dziejów), czy też może dzieje mają charakter przypadkowy?,
-czy dzieje zależą od jednostek, czy też może są zdeterminowane przez jakieś wewnętrzne lub zewnętrzne (np. ekonomiczne) prawa,
-czy każde wydarzenie historyczne ma charakter niepowtarzalny i indywidualny, czy też może istnieje jakaś powtarzalność w historii?,
-czy dzieje mają charakter finalny (posiadają jakiś ostateczny cel), czy są procesem nieskończonym?
3.Jeżeli już wiemy czym wyróżnia się historiozoficzna perspektywa, to tym bardziej zasadnym jest pytanie,  czym jest przeciwstawiona jej przeze mnie, narracja i perspektywa narracyjna? Powszechnie przyjmuje się dzisiaj, że narracja to zajmujący i ciekawy sposób opowiedzenia jakiejś historii, czy też sposób przedstawienia jakiegoś wydarzenia. To termin, który do świata ludzi zajmujących się historią i wydarzeniami historycznymi, przyszedł z rzeczywistości politycznej, czy też raczej ze świata tzw. ”marketingu politycznego”. W tym świecie, ciągle tworzy się tylko kolejne „opowieści”, codziennie inne i zawsze zajmujące. Codziennie musi powstać „news”, który znajdzie się na żółtym  pasku kanałów informacyjnych. Dzięki temu, stosując narracyjny model i takąż perspektywę patrzenia na historię, narratorzy istnieją w medialnym szumie, i w medialnym świecie. Tylko tyle potrzebują, żeby o nich mówiono. W dodatku, nie jest ważne czy mówią dobrze, czy źle. Dla „narratorów” ważne jest tylko to, żeby o nich mówiono i identyfikowano ich w tłumie. To jest sytuacja, która kiedyś przed laty określała „świat hoollywoodzkiego filmu”, w którym nieważne było to co  mówią. Ważne było tylko to, żeby mówili często i po „nazwisku”. Bo tylko tyle potrzebują tzw. „tabloidy” i dziennikarze, uchodzący wtedy i dzisiaj za specjalistów od wszystkiego. Ważne żeby być na „topie” ,żeby nas zauważano, żebyśmy byli obecni. To dlatego właśnie, specjaliści od narracji decydują coraz częściej także o tym,  jak należy przedstawiać historię i wydarzenia historyczne. Decydują o tym jak stworzyć z historii taką narrację, która będzie interesująca także dla potencjalnego odbiorcy oraz jak ją przedstawiać, żeby zrozumieli ją niedouczeni często dziennikarze „tabloidów” i kanałów informacyjnych, nawet najważniejszych stacji radiowych i telewizyjnych. Chętnie powtarzający dzisiaj jak zaklęcia, krótkie wyuczone komunikaty o historycznych wydarzeniach, wytworzone przez „profesjonalnych narratorów”. Czynią to zresztą równie przekonująco, jak kiedyś czynił to spiker odczytujący hasła na pierwszomajowych pochodach. Tak właśnie dzisiaj postępują z historią, specjaliści od narracji i  dziennikarze mediów informacyjnych. Uchodzący za głównego  polskiego specjalistę w tej dziedzinie E. Mistewicz, opowiadał kilka lat temu, po incydencie  z udziałem prezydentów, którzy z inicjatywy prezydenta L. Kaczyńskiego polecieli do Gruzji – żeby jak sądził Lech Kaczyński, ocalić Gruzję przed rosyjską interwencją – że ten lot i ówczesna „przygoda” z ostrzelaniem kolumny samochodowej prezydenta L. Kaczyńskiego, nie może być dla mediów prawdziwym narracyjnym „newsem”. Bo nie ma w tym prawdziwej dramaturgii, nie da się  z tego zrobić prawdziwej narracji, czyli „łzawej historii”. Jego zdaniem byłby to jednak materiał na narrację tylko wtedy, gdyby dało się przekazać na przykład taki komunikat, że w czasie tego lotu Rosjanie próbowali ostrzelać samolot, którym lecieli prezydenci albo przynajmniej czymś takim zagrozili. Z takiego faktu, jego zdaniem dałoby się, przy pomocy ówczesnych prezydenckich „spin doktorów”, stworzyć narrację na całą, zwycięska kampanię prezydencką. Od tego momentu, kiedy E. Mistewicz objawiał słuchaczom te swoje „narracyjne prawdy”, upłynęło nie tak znowu wiele czasu i zdarzyła się prawdziwa a nie „narracyjna” katastrofa rządowego samolotu w Smoleńsku. „Prawdziwi” specjaliści od narracji i dziennikarze otrzymali bardzo dużo „tworzywa i paliwa” do uprawiania narracji, która niestety niczego zazwyczaj nie wyjaśnia. Ale daje im natomiast bardzo wiele możliwości do łatwego zarabiania pieniędzy, a przy niewielkiej „pomocy” niektórych historyków i specjalistów od „narracji”, tworzy także odpowiedni klimat polityczny i obraz przeciwnika. Ta sytuacja dobrze ilustruje to, że mamy dzisiaj prawdziwe rządy i dominację zwolenników różnych narracji, „rządy” które nie prowadzą bynajmniej do wyjaśniania i objaśniania czegokolwiek.  Wpisują się w tę tendencję także nieudolne próby tworzenia lewicowych narracji, oderwanych i uciekających od prawdy o realiach i czasach PRL, które przecież jeszcze  wielu Polaków dobrze pamięta. W efekcie tych działań, przybywa tylko ciągle, zwolenników i przeciwników różnego rodzaju teorii także spiskowej natury, które stanowią często podłoże i podstawę tych narracji. Wszystko to tworzy „przyjazny” klimat i warunki działania dla współczesnych „narratorów”. Bez odpowiedzi, pozostaje tylko pytanie, gdzie tu jest jeszcze miejsce na prawdę historyczną i na jej opisywanie i ustalanie? To właśnie dlatego Ci, którzy mówią o faktach, przyczynach, zawinieniach, są zawsze w opinii tych dziennikarzy – żyjących z uprawiania narracji i tak chętnie ustawiających się dzisiaj w roli autorytetów – niewiarygodni. Ci, którzy mówią o  faktach i przyczynach oraz ich konsekwencjach,  nie mają przecież dobrej narracji, nie mają także ciekawej historii do opowiedzenia, i nie nadają się do programów z serii „OPOWIEDZ MI SWOJĄ HISTORIĘ”. Nie da się bowiem pogodzić, pisania historii z historiozoficznej perspektywy z wymogami narracyjnego sposobu przedstawiania historii.
4. Uprawianie narracyjnej historii ma jednak swoje bolesne konsekwencje. Ci,  którzy ulegli powabom narracji i podporządkowali jej swój sposób oglądu i oceny wydarzeń z przeszłości, zachowują się bowiem i  myślą niestety, jak ci o których pisał przed laty J. Tuwim w wierszu „Mieszkańcy”, /Straszne  mieszkania. W strasznych mieszkaniach/ Strasznie  mieszkają straszni mieszczanie./ Pleśnią i kopciem pełznie po ścianach/ Zgroza zimowa, ciemne konanie./  Od rana bełkot. Bełkocą, bredzą,/ Że deszcz, że drogo, że to, że tamto./ Trochę pochodzą, trochę posiedzą,/ I wszystko widmo. I wszystko fantom./ Sprawdzą godzinę, sprawdzą kieszenie,/Krawacik musną, klapy obciągną/ I godnym krokiem z mieszkań – na ziemię,/ Taką wiadomą, taką okrągłą./ (…) I oto idą, zapięci szczelnie,/ Patrzą na prawo, patrzą na lewo./ A patrząc – widzą wszystko oddzielnie/ Że dom… że Stasiek… że koń… że drzewo…/. Narracja ma bowiem tę szczególną właściwość, że pozwala pokazywać każde wydarzenie  oddzielnie, następstwa zaś nie mają realnych przyczyn, itp., itd.  Dlatego stopniowo i powoli, ale za to bardzo konsekwentnie, poddający się i ulegający wpływom narracji, zaczynają zachowywać się jak ci „sportretowani” przez Juliana Tuwima „straszni” mieszkańcy z mieszczańskiej kamienicy. Widzą wszystko oddzielnie i nie dostrzegają najprostszych związków przyczynowo-skutkowych. Można więc łatwo nimi manipulować. Trzeba im tylko codziennie opowiedzieć inną, ciekawą jak zawsze historię lub historyjkę. Oni czekają na nią, jak ten „przysłowiowy pies, na przysługującą mu michę”. Czy do tego żeby „kupować” narrację jest potrzebna znajomość historii, faktów historycznych oraz prawda i refleksja historyczna?  Nie!! Ona jest zupełnie do tego niepotrzebna, a nawet przeszkadza, bo utrudniania manipulowanie. Ma być przecież tylko ciekawie i zajmująco opowiedziana  historia, ciekawa narracja z wykorzystaniem  historii, z historią w tle. Potrzebna jest przecież tylko kolejna ciekawa opowieść.  Zwolennicy narracyjnej historii są bowiem przekonani, że ludzie to zawsze kupią. Historia jest w tym narracyjnym działaniu, tylko jednym ze składników tworzenia narracji, często spełnia rolę kostiumu z epoki, potrzebnego  jak kostium na bal karnawałowy. Czy takie postawy przenoszą się już do naszego „poststudenckiego świata”? Oczywiście, tak!  Są w tym świecie  tacy , którym jeżeli jest potrzebne na przykład, jakieś usprawiedliwienie dla tego co robią tu i teraz, to ubierają  się szybko w kostium historyczny i mówią w imieniu tych , z którymi  kiedyś działali np. w ZSP lub SZSP. Narratorzy sądzą bowiem, że takie „przebieranie” zastąpi prawdziwą dyskusję nad tym, co i dlaczego kiedyś robiliśmy w ruchu studenckim i dlaczego robimy coś  teraz, oraz pozwoli im odpowiedzieć na wiele pytań, używając argumentów o działaniu na rzecz  ochrony historii, dorobku, kultywowaniu tradycji, itp. itd.  
5.Jest dla mnie oczywistym, że w naszych działaniach i w traktowaniu historii ZSP/SZSP , są również obecne te dwie perspektywy, czyli perspektywa historiozoficzna i narracyjna. Kto się nimi posługuje i kto stosuje się do tych reguł w prowadzonej działalności? Jestem przekonany, że w działalności podejmowanej przez Komisję Historyczną, wyłączywszy krótki epizod czasów tworzenia Stowarzyszenia, które później przyjęło nazwę „Stowarzyszenie Ordynacka”,  stosujemy się do reguł wyznaczanych przez  historiozofię a nie przez narrację i narratorów. Perspektywa narracyjna, dominowała i dominuje niestety w działalności Stowarzyszenia Ordynacka. Historia i przeszłość była i jest dla Ordynackiej, tylko jedną z przesłanek aktywności społecznej na scenie politycznej i używania dla bieżących celów politycznych historycznego kostiumu. Historia także ZSP i SZSP staje się wtedy co najwyżej kostiumem historycznym, potrzebnym na kolejny „bal o politycznym wymiarze”  a nie powodem do dyskusji nad oceną przeszłości i wynikającymi z niej wnioskami, dyskusji  na racje i argumenty. To co się czyni, wykorzystując narracyjne narzędzia i argumenty nie służy niestety objaśnianiu historii, odsłanianiu prawdziwego oblicza przeszłości, itp., itd. Takie traktowanie, naszej wspólnej historii przez Ordynacką, stało się moim zdaniem, jedną z zasadniczych przesłanek stopniowego słabnięcia Ordynackiej i szybkiego odchodzenia od niej wielu środowisk, które chętnie wcześniej znajdowały swoje miejsce, w jednym wielkim  i silnym ruchu historyczno-wspomnieniowym, tworzonym przez Komisję Historyczną Ruchu Studenckiego. To doświadczenie pokazuje, że w dłuższej perspektywie, nie da się nadużywać historii dla bieżących celów politycznych. To zawsze kończy się źle, bo sprowadza się do zapominania przeszłości i prowadzi wcześniej lub później do społecznej amnezji. Kończy się to co najwyżej polityką historyczną, do uprawiania której trzeba mieć środki techniczne i ogromne pieniądze. Na szczęście nasze środowisko nie ma na to szansy. Nie mamy dzisiaj sił i środków na uprawianie polityki historycznej, polityki konkurencyjnej do uprawianej w Polsce państwowej polityki historycznej. Pozostaje nam więc, jeżeli chcemy dotrzeć z naszym przekazem i naszą prawdą o historii, rzetelne zajmowanie się badaniem historii ruchu studenckiego, organizowanie coraz bardziej profesjonalnych konferencji i sesji naukowych oraz publikowanie dokumentów i materiałów. Nie ma bowiem innej drogi dla Komisji Historycznej.     
III. Dlaczego powstała i do czego była potrzebna Zrzeszeniu Komisja Historyczna?
1.Próbuję na te pytania odpowiedzieć w publikacji, która powstała na podstawie wystąpienia, jakie przedstawiłem na posiedzeniu Komisji Historycznej odbytym w dniu 19 kwietnia 2011r. , w 61 rocznicę powstania ZSP. Umieszczenie tego tekstu w Zeszycie nr 1, inaugurującym serię „Zeszyty Historyczne Ruchu Studenckiego” jest dla mnie zaszczytem. Zainteresowani, mam taką nadzieję, sięgną do tej publikacji. Obszernie odpowiadam w tym tekście na zasadnicze pytanie, dlaczego i po co  powołaliśmy Ogólnopolską Komisję Historii Ruchu Studenckiego PRL , bo taka była pierwsza i oficjalna nazwa tej komisji? Odpowiadam, próbując stosować, oczywiście reguły historiozofii a nie narracji. Przepraszam więc z góry za wszelkie braki narracyjne i odbieganie od wymogów współczesności. Czyli między innymi także za to, że nie przedstawiam tej odpowiedzi krótko i zwięźle. Mam jednak nadzieję, że ta obszerna wypowiedź i opis klimatu politycznego czasów, w których powoływaliśmy Komisję, nie zniechęci Was Koleżanki Koledzy  i że zapoznacie się z treścią pierwszego numeru  Zeszytów Historycznych Ruchu Studenckiego.
2.Udzielając odpowiedzi na to pytanie podkreślam, że tworzenie Komisji było logiczną konsekwencją, wybranego przez nas sposobu budowania obecności Zrzeszenia w środowisku studenckim, jaki przyjęliśmy na Kongresie Założycielskim „nowego” ZSP w 1982 r. Ten model budowania ZSP, determinowany był przez nasze dążenie do kontynuowania zasadniczych idei i zasad, którym było wierne kiedyś ZSP, w warunkach które wynikały dla nas z ówczesnej rzeczywistości politycznej, w jakiej przyszło nam działać po Kongresie Założycielskim ZSP w 1982r. Te warunki i wyzwania z którymi musieliśmy się zmierzyć, to opór i sprzeciw części środowiska studenckiego i akademickiego związanego do 1982r z NZS i Solidarnością oraz, coraz częściej niemożliwe do zaakceptowania przez nas, oczekiwania znaczącej części aparatu PZPR. Zasygnalizuję więc tylko, że w tym tekście koncentruję się na przedstawieniu następujących zagadnień:
-polityczne i organizacyjne przesłanki powołania Komisji Historycznej?
-znaczeniu dla działaczy ZSP wiarygodności i samodzielności  „nowego” ZSP.
 -dążeniu do partnerstwa z władzami i budowania samodzielności  ZSP
-znaczeniu ciągłości  zrzeszeniowej tradycji dla nowego ZSP.
 -pokazaniu  czym i jak „hartował” nas świat polskiej polityki w latach osiemdziesiątych?  
-powodach i konsekwencjach udziału ZSP  w defiladzie, z okazji 40-tej rocznicy zakończenia II Wojny Światowej?
-jak realizowana była partyjna ”pomoc” dla FAMY-85.
-jak z partyjną „pomocą” obchodziliśmy jubileusz 25-lecia „ITD”.
-sposobach uprawiania przez PZPR wobec ZSP partyjnej „kontroli i polityki” kadrowej.
-znaczeniu dla ZSP dialogu, jaki prowadziliśmy w środowisku i ze środowiskiem studenckim, który stał się dla nas  z czasem prawdziwym „Dialogiem dla przyszłości”. Takie było główne hasło, promujące ostatni VII Festiwal Kultury Studentów PRL z 1987 r.
W podsumowaniu odpowiadam na zasadnicze pytanie, czy historia, którą współtworzyło ZSP może stać się fałszywą nauczycielką? Moja odpowiedź na to pytanie, umieszczona  w tym tekście, zwiera się w słowach, że nie tylko może, ale w wielu przypadkach   stała się!!  Zainteresowani tym , dlaczego tak twierdzę, znajdą moją odpowiedź w pierwszym numerze Zeszytów Historycznych Ruchu Studenckiego.
IV. Co wynika z dotychczasowych działań Komisji Historycznej Ruchu Studenckiego?
 1.Zasadniczym osiągnięciem i trwałym dorobkiem Komisji jest budowanie przekonania i świadomości pokoleń byłych działaczy studenckich, że historia ruchu studenckiego jest czymś niezwykle ważnym i ,że nie możemy pozostawić jej „uprawiania” tylko historykom z IPN oraz zwolennikom państwowej polityki historycznej, realizowanej zazwyczaj z pozycji wrogich wobec dorobku ZSP/SZSP. Komisja przyczyniła się do zbudowania fundamentu z którego mogą być dumne, nie tylko pokolenia byłych działaczy studenckich. Także obecne ZSP, jeżeli uwierzy w to ,że teraźniejszość ruchu społecznego warto budować na  trwałych fundamentach tradycji. Nawet wtedy warto nawiązywać do tej tradycji, gdy jej część  jest już dostępna tylko w publikacjach i nie stanowi atrakcyjnej oferty dla całych współczesnych pokoleń studenckich. Drugim ważnym osiągnięciem Komisji jest

stworzenie ram organizacyjnych, w których może być tworzona i wyrażana świadomość historyczna pokoleń działaczy studenckich. To przecież z ogromnym udziałem Komisji Historycznej świętowaliśmy 50 rocznicę powstania ZSP i wielki koncert jubileuszowy , na którym wystąpili najwięksi polscy artyści, którzy kiedyś zaczynali swoją przygodę w ZSP. I jeżeli nawet, realizowanie przez wiele ośrodków zakłamywanie historii przyniesie jakieś trwałe skutki, to osoby myślące, zastanowią się zawsze nad fenomenem organizacji, która była zdolna przez lata do skupiania wokół siebie ludzi nieprzeciętnie uzdolnionych i tworzyła środowisku studenckiemu warunki do swoistej „intelektualnej i twórczej eksterytorialności” w trudnych realiach Polski Ludowej. Komisja stała się także przez minione lata, magnesem przyciągającym tych, którzy chcą zostawić ślad swojej aktywności i dodatkowo nie zgadzają się na totalne zakłamywanie najnowszej historii i tak częste obecnie potępianie przez narratorów aktywności tysięcy studentów w okresie PRL, w strukturach ZSP i SZSP. To jest także niezwykle ważne doświadczenie i osiągnięcie Komisji, nad którym nie powinniśmy przechodzić bez odpowiedniej refleksji i wyciągnięcia praktycznych wniosków na przyszłość. Spróbujmy sobie np. wyobrazić dzisiaj jak byłaby obchodzona  60-rocznica powstania ZSP , gdyby nie działalność Komisji Historycznej i jej inicjatywy!!. Odpowiedź nasuwa się sama, bo to dzisiaj Komisja a nie Rada Naczelna ZSP bierze  na siebie trud organizowania tych wydarzeń, które przed laty organizowała dla Komisji Historycznej Rada Naczelna ZSP. Historia wykonała więc kolejny wielki obrót. Czy doszliśmy do jakiego przełomowego miejsca i momentu? Najbliższe lata dadzą nam odpowiedź, czy obecne ZSP umocni się na tyle, żeby zdjąć z Komisji wiele bieżących działań i organizacyjnych inicjatyw, służących budowaniu tożsamości ruchu „zetespowskiego”i ciągłości jego tradycji.   
2. A jednak po nas coś zostanie..  Pamiętacie zapewne ten koncert i jego wykonawców. Najmłodsi wykonawcy mający często niespełna 20 lat, zaśpiewali na nim piosenki najwybitniejszych twórców piosenki studenckiej sprzed 20, 30, 40 lat. Piosenki ,które przecież same w sobie, są także kawałkiem prawdy historycznej o czasach w których powstawały i były wykonywane po raz pierwszy. Dodatkowo nie tylko ktoś je kiedyś napisał i ktoś zaśpiewał, ale także ktoś je upowszechniał – dzisiaj powiedzielibyśmy sponsorował i promował – ktoś organizował te festiwale i przeglądy, ktoś prowadził te kluby do których przychodzili tłumnie nie tylko studenci. Może warto powiedzieć głośno kim był ten ktoś? Czy byli to , jak chcą niektóre środowiska, na przykład środowisko Gazety Wyborczej tylko anonimowi w swej masie studenci? Czy też może stała za tym wszystkim jakaś studencka organizacja, w której studenci działali i poprzez którą ,jak w niej byli aktywni zmieniali naszą , momentami szarą Polską rzeczywistość na trochę lepszy kawałek świata. Warto wiedzieć kim  był ten ktoś i jak było naprawdę oraz warto o tym głośno mówić i prostować fałszywe informacje. Dla nas to oczywiste, że tym kimś, kto stał za wszystkimi ważnymi inicjatywami programowymi środowiska studenckiego, było przez dziesiątki lat ZSP lub SZSP. My pamiętamy, ale czy będą to wiedzieć czytelnicy gazet, dowiadujący się „prawdy” o minionych latach np. ze współczesnych gazet? Dlatego konieczne jest nasze działanie i przypominanie tego jak było naprawdę. Działanie polegające dzisiaj na dawaniu świadectwa jak było naprawdę i co, każdy kto był aktywny przed 1990 rokiem czynił i czemu służył? Jeżeli dopuścimy do całkowitego zafałszowania prawdy o czasach, w których działaliśmy, to nie dziwmy się także później, że część współodpowiedzialności za zwycięstwo tego fałszywego świadectwa, spadnie na każdego z nas. Fałszywa historia jest zawsze fałszywą nauczycielką życia. Aby tak się nie stało, musimy uczynić jeszcze wiele, bardzo wiele. Nie zmieniła tego nawet cyfryzacja i powszechna dostępność do wielu źródeł informacji. Zawsze jest ktoś, kto tworzy te informacje i je udostępnia lub upowszechnia. Czy stać nas i nasze środowisko aby stać się tym kimś, kto będzie tworzył i upowszechniał informacje i interpretacje?
3.Żeby tak się stało że „jednak po nas coś zostanie”, potrzebne jest jak zawsze, praktyczne działanie i nadanie temu działaniu odpowiedniej formy. To zresztą nie powinno być nic nowego, dla ludzi których ukształtowało ZSP. Działać praktycznie a nie tylko deklarować, pisać polityczne manifesty i nieustanne zapowiadać że to „mityczne coś”  powinno być zrobione, tylko nie wiadomo przez kogo, bo chętnych do politycznej działalności w naszym środowisku jest coraz mniej. Dopiero wtedy, gdy będziemy postępować pragmatycznie i skutecznie, będą mogły ujrzeć światło dzienne te wszystkie wartości, którym służyliśmy w ZSP i SZSP. A do świadomości społecznej dotrze prawda, przynajmniej do części społeczeństwa, o motywacjach naszej działalności  i o tym co i jak zmieniliśmy w Polsce, naszym działaniem w ZSP/SZSP.     
4.Jedyna droga która prowadzi do tego celu, prowadzi przez podjęcie, coraz bardziej profesjonalnych badań nad historią ruchu studenckiego przez ośrodki akademickie i pokolenia naukowców oderwanych od ideologicznych sporów rozpoczętych przed 30 laty. Tylko wtedy do świadomości społecznej przebije się  nie tylko to, co wytwarzają   na temat naszej działalności i naszej Organizacji historycy z IPN, oraz współpracujący  z nimi tak chętnie dziennikarze. Dziennikarze którzy kiedyś byli aktywnymi działaczami SKS i NZS, a dzisiaj chcą uchodzić za niezależne autorytety i obiektywnych badaczy.  W sposób poniekąd naturalny dla siebie piszą oni o  naszej historii z pozycji nie tyle obiektywnych badaczy, co z pozycji aktywnych uczestników tamtych wydarzeń, broniących do dzisiaj swoich wyborów i decyzji  które wtedy podejmowali. Uczestników mających w upowszechnianiu określonego obrazu tych wydarzeń, wyraźny pokoleniowy i polityczny interes. Dlatego właśnie my i nasze środowisko, także musimy  przerwać dotychczasowe milczenie i bierność. Musimy podjąć polemikę z tymi opiniami oraz  prostować zakłamania i fałszywe poglądy.
5.Staje się to coraz ważniejsze, bo nasi dawni konkurenci nie ustają w działaniach zakłamujących historię. Osiągają w tej działalności kolejne szczyty zakłamania i bezkarnego działania. Tworzą już nie „białe” ale prawdziwe „czarne dziury”. Dziury w których ginie nie tylko prawda historyczna, ale następuje także swoiste „poprawianie” niewygodnych dla nich faktów historycznych, polegające na  przypisywaniu ich środowiskom tego czego sami nie zrobili lub nie potrafili zrobić. Czy bowiem inaczej niż świadomym zakłamywaniem historii można nazwać to ,że w wydanej w 2010 r. „Encyklopedii Solidarności”, autor hasła ” porozumienie krakowskie” przypisuje je NZS, gdy w rzeczywistości była to wyłącznie inicjatywa organizacji SZSP na WSP w Krakowie , którą kierował wtedy Andrzej Orecki. Mariusz Patelski, autor tego hasła(WWW.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=D00050_Porozumienie..)pisze, że było Porozumienie Krakowskie „zawarte 21 III.1981 przez Ogólnopolską Komisję Porozumiewawczą Studentów Wyższych Szkół Pedagogicznych z Andrzejem Oreckim (NZS WSP Kraków) na czele i Komisję Międzyresortową pod przewodnictwem Jana Stęperskiego – (Dyrektor Departamentu w MNSzWiT). OKSPSWSP powołano 8.III.1981 na posiedzeniu dziesięciu Wyższych Szkół Pedagogicznych, które odbyło się w krakowskiej  WSP. Komisję Porozumiewawczą powołano w celu uporządkowania szczegółowych postulatów dotyczących organizacji i funkcjonowania wyższych szkól pedagogicznych.(…) Zawarte porozumienie dotyczyło m.inn. rekrutacji kandydatów, organizacji procesu  nauczania , bazy materialnej wyższych szkól pedagogicznych, absolwentów ich zatrudnienie i potrzeb materialnych, studiów zaocznych na kierunkach nauczycielskich oraz postulatów młodszych pracowników nauki.” Taką „prawdę” o „porozumieniu krakowskim” przekazuje potomnym encyklopedia, czyli wydawnictwo, które z zasady powinno podawać tylko zweryfikowane i obiektywne prawdy i fakty. Ta encyklopedia w tym haśle, przekazuje natomiast półprawdy i przeinacza fakty. Dzisiaj może nas to jeszcze śmieszyć i możemy to sprostować, bo żyją świadkowie i twórcy tej inicjatywy, jaką było „porozumienie krakowskie”. Ale jeżeli nie zareagujemy, to za  pewien czas, wszyscy inni przejdą nad tym do porządku dziennego. Być może wtedy już nie zechce się i świadkom tych wydarzeń reagować. I wtedy pozostanie już na zawsze tylko „prawda” zapisana w Encyklopedii Solidarności. Tak tworzy się nową i  „obiektywną” historię w naszych czasach i na  „naszych oczach”. Czy to przypadkiem nie przypomina świata orwellowskiego? Ten przykład najlepiej pokazuje, że po raz kolejny historia zatoczyła wielkie koło. I ci , którzy kiedyś walczyli z „białymi plamami” dzisiaj sami je tworzą!! A wszystko to dzieje się także za publiczne pieniądze, bo „Encyklopedia Solidarności”, wydana była także przy udziale środków budżetowych, którymi dysponuje IPN. Możemy oczywiście milczeć i przejść nad tym wszystkim do porządku, bo zawsze są jakieś ważniejsze sprawy niż poprawianie kłamstwa. Jeżeli jednak tak się zachowamy, to nie dziwmy się jednak i temu że za pewien czas, o nas i naszej organizacji ludzie zapomną całkowicie. I w gazetach i encyklopediach napisze się wtedy, że te wszystkie festiwale, porozumienia z władzami „zrobili” jacyś anonimowi „studenci” jak twierdzą jedni, albo że wszystko to zrobili „chłopcy i dziewczyny” z NZS , jak twierdzą  inni.  Orwell zatryumfuje!!
Upomnienie się o prawdę historyczną i jej dokumentowanie powinno być dzisiaj, dla wszystkich pokoleń byłych działaczy ZSP i SZSP  jednym  z najważniejszych problemów, z którym powinniśmy  się skutecznie zmierzyć. Musimy obronić nasze miejsce w historii oraz naszą historię. Napisać ją teraz i przekazać następnym pokoleniom. Tak traktują swoją powinność wobec współczesnych pokoleń, środowiska  byłych działaczy NZS. Przecież oni ciągle tylko piszą o swoich kolejnych wygranych strajkach, zorganizowanych protestach i zawartych porozumieniach. Tak jak by te strajki tworzyły samoistnie jakąś trwałą i ponadczasową wartość. To oczywiście prawda ,że w 1981r. były  organizowane strajki. Strajki, w większości których, obok działaczy NZS brali aktywny udział także członkowie SZSP. Strajki zazwyczaj jednak szybko się kończyły i po nich zaczynało się normalne, codzienne życie. Życie, w którym był czas na koncerty, festiwale , rajdy, konferencje, itp. A to już była domena  ludzi z ZSP i SZSP. To przecież my, powinniśmy pisać o prawdziwych i trwałych dokonaniach naszych organizacji, działaniach kształtujących postawy i wrażliwość wielu pokoleń studenckich, przez całe dziesięciolecia trwania PRL-u.  Myślę że opisując te problemy nie musimy obawiać się prawdy i dokumentów historycznych z tamtych czasów i o tamtych czasach. Można wręcz zaryzykować twierdzenie – cytując biblijne wersety – że to właśnie  prawda nas obroni i wyzwoli z niewoli kłamstwa. A przy okazji wyjdziemy z politycznej próżni, w którą wpychano nas przez lata, także dzięki realizowanej od lat polityce historycznej. Sami tego nie zmienimy. Musimy pomóc w tym, żeby to poszukiwanie prawdy o przeszłości przez młode pokolenia, nieuwikłane w dawne spory polityczne, mogło się rozpocząć jak najszybciej i na szerszą niż do tej pory skalę. Przestańmy wierzyć w to, że w tej sferze wszystko jest już przegrane i że trwały monopol na kształtowanie przekazu o przeszłości, z którego może jednocześnie wynikać tak wiele wniosków dla skutecznego działania „tu i teraz”, mają tylko „popisowe” środowiska i IPN. Na szczęście historia nie daje się zamknąć w orwellowskim świecie, który tworzą dla niej historycy uprawiający politykę historyczną. Przyjmując  postawę bierności wobec kłamstwa, pomagamy jednak tą postawą kłamstwu. I o to właśnie chodzi zwolennikom polityki historycznej.
V. Quo vadis Komisjo, czyli dokąd i jaką drogą powinna dalej podążać Komisja?
1.Nasze działanie żeby było skuteczne, musi być ukierunkowane na cele konkretne i weryfikowalne, na sprawy ważne i potrzebne środowisku byłych działaczy studenckich. Żyjemy w czasach, w których nadmiar inicjatyw i dobrych pomysłów częściej zniechęca niż zachęca do wspólnego działania. Co wybrać w życiu i czym się zająć? To przecież realny dylemat dla wielu z nas. Czym w tej sytuacji, przekonać innych do sensu wspólnej aktywności. Myślę ,że takim ważnym i potrzebnym projektem naszej Komisji powinien być Program, który autorsko nazwę „Ocalmy od zniszczenia i zapomnienia”, składający się z wielu konkretnych inicjatyw , których celem powinno być uratowanie materiałów archiwalnych i dokumentowanie dorobku ZSP i SZSP. Dlatego powinniśmy, tak jak do tej pory- tylko jeszcze intensywniej- działać na rzecz integracji, coraz mniej licznego  środowiska byłych działaczy studenckich i skutecznie oddzielać te działania od inicjatyw politycznych, które przenoszą do tej działalności zbędne podziały polityczne. Ale powinniśmy robić nie tylko to. W ramach Projektu „Ocalmy od zniszczenia i zapomnienia” powinniśmy moim zdaniem:
a/stworzyć instytucjonalne i organizacyjne warunki do zadbania o przechowanie i zachowanie archiwów prywatnych i materiałów, będących w posiadaniu wielu byłych działaczy ZSP/SZSP oraz  tworzyć warunki do udostępniania ich historykom,
b/aktywniej wejść na teren, na którym uprawiana jest merytoryczna dyskusja nad historią najnowszą, czyli współorganizować z partnerami akademickimi (instytuty historyczne uczelni państwowych, co bardzo wątpliwe lub uczelni prywatnych, co wydaje się realniejsze), konferencje i seminaria poświęcone „gorącym” tematom, których do tej pory unikaliśmy. Takim problemem jest na przykład udział SZSP w strajkach 1981roku. W tej sferze, dochodzi w tej chwili do największego zakłamywania historii. Tryumfy święci  tutaj „NZS-owska narracja”, która przypisuje wszystkie te strajki tylko NZS, zupełnie pomijając rolę  SZSP w przygotowaniu i prowadzeniu tych strajków. Przykład strajku łódzkiego, zorganizowanego wspólnie przez SZSP i NZS jest ilustracja tego jak to się tworzenie „NZS-owskiej narracji” odbywało i dlatego jest pouczający. Warto więc przypomnieć, że w 1981 r. w wywiadzie dla Itd(nr 8 z 1981r), na pytanie redaktora Waldemara Siwińskiego, „Pytanie do Marka: Jesteś członkiem SZSP, a pojechałeś do premiera Rakowskiego, żeby przyśpieszyć rejestrację NZS. Z przekonania czy z woli wyborców?”, zgodnie odpowiadają liderzy tego strajku  Marek Perliński, wiceprzewodniczący RU SZSP UŁ i Wojciech Walczak, kierujący NZS Uniwersytetu Łódzkiego „Marek Perliński – Z obu przyczyn. Nie widzę żadnego powodu, dla którego jakakolwiek organizacja miałaby zmonopolizować środowisko studenckie. Pracując na różnych szczeblach SZSP dosyć nasłuchałem się wypowiedzi, że występujemy w imieniu wszystkich studentów, itp. Pytam: jakim prawem? Jeżeli ktoś ma działać w imieniu wszystkich , to niech raczej w ogóle nie działa , tylko pozwoli im organizować się tak jak chcą. Wojciech Walczak – Podczas rozmów w Warszawie Marek postawił sprawę twardo: NZS musi być szybko zarejestrowany, gdyż jest to sprawa ważna dla wszystkich studentów, również dla członków SZSP”. Tak mówił W. Walczak , jako lider NZS-u w lutym 1981 roku. Zapewne dla nikogo, kto zna polską najnowszą historię nie jest niespodzianką , że śladów tych poglądów i opinii z 1981 roku próżno szukać w obecnych wypowiedziach W. Walczaka i jemu podobnych liderów  łódzkiego NZS-u. Teraz W. Walczak jest jednym z głównych organizatorów kolejnych rocznic  strajków łódzkich. W 2010 roku został za tę działalność odznaczony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego jednym z najwyższych polskich odznaczeń, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Marek Perliński oczywiście został przez organizatorów tych obchodów „zapomniany”.  Każdy kto ma trochę czasu może wejść na stronę internetową poświęconą strajkom łódzkim i obchodom 25 i 30 rocznicy tych strajków(WWW.strajki.pl) . Warto dodać, że stronę tę zbudowano z pieniędzy publicznych, dołożyli się do tego IPN, Ministerstwo Kultury i Miasto Łódź.  Nie znajdzie się tam jednak żadnego nawet najdrobniejszego śladu informacji o tym ,że ten strajk powiódł się tylko dlatego ,że współorganizowały go obie studenckie organizacje (SZSP i NZS) i  że studenci łódzcy „pogonili” z tego strajku emisariuszy Warszawskiego Komitetu Założycielskiego NZS, w osobach Piotra Bikonta i Jacka Czaputowicza, którzy chcieli wymusić na działaczach łódzkiego NZS wyrzucenie z tego strajku SZSP. Wtedy, w 1981 roku nie udało się to, bo łódzcy studenci mieli dość manipulacji i podejmowania decyzji za nich. A jednak po latach mamy zwycięstwo zwolenników tej doktryny. Dopiero teraz po kilkudziesięciu latach udało im się to, co nie udało się w 1981r. Wtedy nie udało się wyrzucić SZSP, bo stali za nami studenci należący do SZSP. Teraz ze wszystkich rocznicowych obchodów, organizowanych przez IPN i NZS, skutecznie „wyrzucono” udział SZSP w przygotowaniu i przeprowadzeniu tego strajku. Z tego co piszą o sobie dzielni chłopcy z NZS wynika, że ten cały strajk i doprowadzenie do podpisania porozumienia to tylko ich zasługa.  „Wyrzucono” nas– czyli SZSP – dzisiaj bezkarnie, także dlatego, że nie postawiliśmy do tej pory skuteczniejszej tamy tym manipulacjom dokonywanym przez kolegów z NZS. Wtedy, w 1981 roku przeciwni wyrzuceniu ze strajku SZSP byli łódzcy studenci, dzisiaj nie ma już tych studentów, którzy w imię jedności środowiska  studenckiego, doprowadzili do wyrzucenia z łódzkiego strajku J. Czaputowicza i P. Bikonta. Dzisiaj nie ujmą się za nami  i naszym udziałem w historycznych wydarzeniach obecni studenci. To nie jest ich sprawa. Sami jednak mogliśmy także postawić tamę temu kłamstwu, wpisując historię naszego, SZSP-owskiego udziału w tym i w wielu innych strajkach, w historię i dokonania naszej Organizacji. Nie zrobiliśmy tego niestety do tej pory. Musimy to zmienić teraz i upomnieć się o elementarną prawdę, o nie tak znowu odległych czasach. Oddając jednocześnie zasługi tym naszym kolegom z SZSP, którzy współorganizując te strajki, wzięli wtedy na siebie ciężar ogromnej odpowiedzialności politycznej.
2.Ważną częścią Projektu „Ocalmy od zniszczenia i zapomnienia” powinno być także organizowanie przez Komisję okolicznościowych spotkań i Jubileuszy. Jubileuszowe spotkania to ważna, a być może nawet najważniejsza forma aktywności Komisji i przede wszystkim, bardzo potrzebna. Tworzą wspólnotę pokoleniową, integrują i pozwalają być częścią tej większej wspólnoty, także tym Koleżankom i Kolegom, którzy jak ognia unikają dzisiaj „polityki i politykierstwa”. Pojawiającego się niestety i przemycanego do tej pory, na wspólne spotkania Komisji i Ordynackiej, w postaci między innymi składnych w ich trakcie raportów o tym, ilu to kolejnych działaczy „Ordynackiej” znalazło się, po raz kolejny na partyjnych listach wyborczych, które partie popieramy, które nas popierają itp. Jeżeli więc „jubileusze” to na pewno pozbawione one muszą być tych „ozdobników” w postaci politycznych raportów, a skupione powinny być raczej na refleksji „historiozoficznej” wokół dwóch ważnych wydarzeń, jakimi w najbliższych miesiącach będą:
a/30 rocznicy powrotu ZSP”, w  listopadzie  2012r.
b/40  rocznicy powstania SZSP, w kwietniu 2013r.
Tworzą one  jednocześnie doskonałą okazję do zaprezentowania realnego dorobku obu organizacji i do podjęcia polemiki z wieloma półprawdami i przekłamaniami.  
3. W szczególności dotyczy to złożonej historii SZSP i roli jaką spełniła ta organizacja. Jest bardzo wiele do zrobienia w tej sferze. Komisja Historyczna nie podejmowała w swej dotychczasowej działalności problemów związanych z działalnością SZSP. Wśród tych kłamstw, które kształtowały opinię wielu środowisk o SZSP jest między innymi przypisywanie SZSP przez środowiska działaczy SKS i KOR, swoistej współodpowiedzialności za klimat i warunki w których doszło w 1977 r. do śmierci Stanisława Pyjasa oraz przypisywanie SZSP odpowiedzialności, za działania podejmowane wtedy wobec środowiska studenckiego. Opublikowano do tej pory na ten temat dziesiątki książek i artykułów, niestety bez udziału osób prezentujących punkt widzenia SZSP, pozwalający „rozliczyć” się z tą historią przez tych, którzy wtedy ponosili odpowiedzialność za SZSP. Dla przedstawienia sposobu myślenia i dominujących poglądów w tym nurcie, posłużę się  nie powszechnie na przykład znanymi wypowiedziami Bronisława Wildsteina –najbardziej agresywnymi w tym nurcie poglądów – a cytatami z książki J. Szarka „Czarne juwenalia”,  wydanej przez wydawnictwo Znak w  2007r. Autor, cytując wspomnienia organizatorów bojkotu juwenaliów z 1977r. pisze (s.67/68) że „W mieście było już czuć juwenaliową gorączkę , na pełnych obrotach pracował cały organizacyjny aparat SZSP , afisze zapowiadały przeróżne imprezy, miasto było udekorowane , studenci przygotowani do zabawy i jej oczekiwali. W takim momencie garstka młodzieży proponuje bojkot juwenaliów. –Rzuciliśmy wyzwanie potężnej machinie, która pracowała pełną parą. Wielu nie dawało żadnych szans ,że to się uda – mówi Ruszar (jeden z organizatorów protestu i SKS). Dalej autor cytuje wspomnienia B. Sonika, który po śmierci S. Pyjasa „zadzwonił do Jacka  Kuronia (..)Jacek Kuroń nie miał wątpliwości , że tym razem zareagować trzeba zdecydowanie”. Najistotniejsze dla dalszego biegu wydarzeń w Krakowie, po tragicznej śmierci S. Pyjasa było, jak pisze autor cyt. książki , to „iż KOR postanowił zaangażować się w działania w Krakowie. Sam Kuroń napisał w swoich wspomnieniach(Szarek przywołuje  w książce te wspomnienia) „zebraliśmy się  – młody KOR – i uradziliśmy ,że trzeba  robić eksport rewolucji do Krakowa, bo przecież trzeba jakoś powstrzymać bicie i pokazać policji jak bardzo to się nie opłaca. Do Krakowa  – niemającego jeszcze wtedy niezależnej poligrafii – przyjechała grupa członków KOR-u: Mirosław Chojecki, Antoni Macierewicz, Józef Śreniowski(…) Przywieźli ze sobą powielacz hektograficzny, na którym rozpoczęto odbijanie klepsydr i ulotek”.  Tyle autor książki o otoczce całej sprawy i coraz większej polityce, która zaczęła ciążyć nad tymi juwenaliami. Polityka zaczęła ciążyć nad juwenaliami bo SZSP, jako organizator juwenaliów, przygotowujący je od wielu tygodni,  był przeciwny bojkotowi juwenaliów. To nie znaczy jednak, że SZSP będąc przeciwko bojkotowi juwenaliów, bojkotowi którego chciał KOR i ludzie z nim związani -którzy tworzyli SKS – miał jakikolwiek związek ze śmiercią S. Pyjasa. Pomysł bojkotu juwenaliów nie był przecież pomysłem rodziny Stanisława Pyjasa, był od samego początku pomysłem politycznym grupy ludzi związanych wtedy z KOR, służącym napiętnowaniu środowiska studenckiego skupionego wokół SZSP jako środowiska nieczułego na dramat i ból rodziny S.Pyjasa. SZSP było przeciwne bojkotowi juwenaliów nie dlatego ,że utożsamiało się z tym wszystkim co było w tle tej tragicznej śmierci. W odpowiedzi na takie stanowisko SZSP, na ulicach Krakowa pojawiły się ulotki, zapewne powielane na powielaczach przywiezionych z Warszawy, w których „demaskowano SZSP” i pisano (cyt. za J.Szarek) „ Organizując manifestacyjnie juwenalia w dniach żałoby po tragicznej śmierci Staszka Pyjasa, studenta UJ, SZSP zdemaskowało się jako usłużne ramię  Służby Bezpieczeństwa i PZPR(.. i dalej w tej ulotce pisano, że) Obecnie część aktywu SZSP współpracuje z SB i MO w tropieniu studentów , którzy się dali poznać  jako mający własne poglądy. Bądźcie ostrożni, ale nie obojętni, bo na to liczy SZSP i SB.” Oskarżając całe SZSP odpowiedzialnością za „tropienie studentów” SKS i KOR  tworzył warunki do zdefiniowania SZSP  jako przeciwnika tych , którzy chcą wyjaśnić przyczyny śmierci S. Pyjasa. Zupełnie zbędne jest przypominanie ,że nie udało się do tej pory, pomimo wprzęgnięcia w ten proces, całego autorytetu i możliwości prokuratury III RP i działań podejmowanych ostatnio przez IPN Można oczywiście postawić pytanie, co by się wówczas wydarzyło, gdyby SZSP przyłączyło się do środowiska KOR i zrealizowało podjętą przez KOR  decyzję o  bojkocie juwenaliów? Czy  byłoby już dobrą organizacją i przestało być „usłużnym ramieniem Służby Bezpieczeństwa i PZPR”, jak twierdził autor ulotki z 1977r.? Pewne jest tylko to, że  SZSP w ówczesnych realiach, nawet gdyby posłuchało tych sił które  stały za tym bojkotem nie przekonałoby do siebie tych, którzy grali główne role wśród organizatorów bojkotu juwenaliów. Oni mieli przecież od początku jasny cel polityczny. Ten cel został jednoznacznie wyłożony w deklaracji o utworzeniu SKS z 17 maja 1977r.(podaję za J. Szarek op. cit.), w której organizatorzy bojkotu napisali „Przypominamy że bezpośrednią przyczyną zainicjowania prac Komitetu była postawa władz miejskich i studenckich, które nie tylko zignorowały wszystkie głosy domagające się szacunku dla ogłoszonej żałoby, lecz również zastosowały szereg represji wobec tych , którzy wzięli udział w akcji bojkotu Juwenaliów(..)Studencki Komitet Solidarności uważa, iż istniejąca do tej pory jedyna oficjalna organizacja środowiska akademickiego, jaką  Socjalistyczny Związek Studentów Polskich nie reprezentuje rzeczywistych interesów studenckich z uwagi na swą centralistyczną strukturę, prowadzącą do wytworzenia się elity zarządzającej , korzystającej z rozległych przywilejów i  z uwagi na daleko idące uzależnienie tej elity od władz administracyjnych uczelni. Praktyka dowodzi ,że niejednokrotnie kierownictwo SZSP zajmuje stanowisko sprzeczne z rzeczywistymi interesami ogółu studentów, zaś wystąpienia w trakcie  krakowskich Juwenaliów  12-15 maja br. były tego najbardziej jaskrawym przykładem. Dlatego zaistniała konieczność zainicjowania prac, które doprowadzą do utworzenia niezależnej organizacji studenckiej”. Taki był prawdziwy cel bojkotu juwenaliów. Nie chodziło  o  nic innego niż o to żeby jak pisze J.Szarek, cytując j.Kuronia „zrobić eksport rewolucji do Krakowa”. To się udało, rewolucja dotarła do Krakowa.  Ale członkowie SZSP, pomimo tego Organizacja w swej nazwie miała przymiotnik „socjalistyczny”, to od rewolucji a szczególnie od jej eksportowania czy importowania byli wtedy bardzo odlegli. Do środowiska studenckiego na trwałe  wkroczyła jednak wielka polityka. Czy „rewolucją” interesowała się wtedy i później większość studentów? Chyba nie. Bo gdyby było inaczej to przecież autor cytowanej książki w jej zakończeniu nie pisałby, charakteryzując sytuację z lata 1980 roku „ W Krakowie panował jednak spokój , nie było nawet śladu strajkowej gorączki, studenci wyjechali na wakacje”(s.160. op. cit. J. Szarek). Warto więc na poważnie postawić pytanie, kogo wtedy miało słuchać SZSP? Studentów, czy tych którzy mieli własne cele polityczne i własne koncepcje na urządzenie polskich spraw. Przecież deklarację,  o utworzeniu SKS z 17 maja 1977 roku, jako pierwszy podpisał Lesław Maleszka, już wtedy etatowy agent SB o pseudonimie „Ketman”. Niewątpliwie ta kolejność na liście członków założycieli SKS coś pokazywała i o czymś świadczyła, bo nie była to przecież kolejność alfabetyczna. Po L. Maleszce, tę deklarację podpisali pozostali założyciele SKS, już w kolejności alfabetycznej, poczynając od Andrzeja Balcerka i Liliany Batko. Jako ostatni na tej deklaracji, pod numerem 10 podpisał się Bronisław Wildstein, po latach nieustraszony tropiciel agentów i służb. Pewnie członkowie założyciele SKS ustalili już do tej pory w archiwach IPN, ilu wśród nich było agentów SB i tajnych współpracowników SB. Ale to przecież właśnie oni, członkowie założyciele SKS– mający w swoich szeregach agentów SB , manipulujących przecież nimi jak sami piszą – zarzucali SZSP publicznie w ulotkach , które pewnie pisał L. Maleszka – bo słynął w tym kręgu , jak pisze w cyt. książce J. Szarek z najostrzejszych tekstów- że  SZSP jest usłużnym ramieniem z SB. Czy może w tej sytuacji nie warto postawić publicznie pytania, gdzie biorąc pod uwagę to, że w SZSP działały wtedy tysiące studentów, było tych agentów i współpracowników SB  więcej i kto jeszcze być może nieświadomie wypełniał rolę „usłużnego ramienia SB albo ramienia którym posłużyła się SB”? Czy to wszystko co się działo w środowisku studenckim nie było przypadkiem szczególną grą z aktywnym udziałem służb specjalnych? To zresztą jest dość „groteskowe” i dobrze oddaje atmosferę i klimat tamtych czasów , że agent/ci SB działający w SKS zarzucają właśnie SZSP to ,że współdziała ono z SB!! Ile jeszcze takich tajemnic kryją archiwa IPN?  Środowiska „popisowe” lubują się w określeniach „kłamstwo założycielskie” oceniając ludzi lewicy. To jak można nazwać obecność agentów SB wśród najaktywniejszych założycieli SKS? Po co oni tam byli i jaką rolę w programowaniu tych działań SKS spełnili? To nie oskarżenie ale pytanie, na które publicznie można i trzeba w interesie społecznym, poszukiwać odpowiedzi i dążyć do poznania prawdy. Ma oczywiście to pytanie trochę z ducha IV RP, ale też wielu z tych , którzy podpisywali tę deklarację SKS-u współtworzyło po latach IV RP i jej mroczny klimat. Ten, przywołany za cytowaną książką przykład sprzed wielu lat, ilustruje tylko jeden z podstawowych obszarów, na którym uprawiając swoją narrację, środowiska nam przeciwne nie dążą wcale do ustalenia prawdy. Dążą bowiem bardzo często, tylko do utrwalenia swojego monopolu na racje, ciągłego podkreślania swojej, często niestety wątpliwej moralnej i etycznej wyższości. Czy możemy i powinniśmy to dalej tolerować?.
4.Przytaczam ten szczególny przykład zakłamania nie po to ,żeby przy okazji wymazać w ten sposób to że SZSP ma  oczywiście sprawy, z których musi się wreszcie publicznie po latach „rozliczyć”. Dotyczy to przede wszystkim tego co się wiąże z zaangażowaniem działaczy SZSP ze środowiska warszawskiego, w zwalczanie „latającego uniwersytetu” i nachodzenie, wspólnie z agentami SB prywatnych mieszkań, w których odbywały się wykłady. Wyjaśniając te sprawę do „końca” musimy pamiętać, że tej akcji nie robiła organizacja i że był to szczególny „margines aktywności” ,której większość członków nie chciała i się nigdy w nią nie angażowała. Dlaczego więc inicjatywa i działalność marginalnej grupki członków SZSP ma rzutować na ocenę całej organizacji i jej rzeczywistego dorobku?  Jeżeli obecność l. Maleszki nie wpływa na ocenę SKS-u jako jego całości, to i to działanie nie może być przecież podstawą do oceny całego SZSP.  Będzie to jednak rzutować na tę ocenę tak długo , jak długo tego nie rozliczymy i nie dokonamy na nasz użytek oceny historycznej i wszystkich faktów z tym wydarzeniem związanych. Milczenie jest najgorszą metodą. Rozliczą nas inni. Robią to zresztą cały czas a my tylko udajemy ,że nic się nie stało.
V. Uwarunkowania  efektywnej działalności Ogólnopolskiej Komisji Historycznej
1. W działalności Komisji możemy wyróżnić przynajmniej kilka etapów jej funkcjonowania. Zaczęła się ta historia od tworzenia na użytek nowej organizacji „narracji” o tym czym było Zrzeszenie kiedyś. Stopniowo zmieniały się realia i warunki w których działała Komisja. Dzisiaj spoczywa na niej ciężar, który Komisja sama sobie zadała, zajęcia się powojenną historią ruchu studenckiego i tworzenia warunków do ocalenia od zniszczenia i zapomnienia tego, co zbudował ruch zrzeszeniowy w Polsce. Potrzebujemy do tego wiarygodności i tworzenia jak najszerszego wspólnego mianownika, który będzie jednoczył a nie dzielił. Obszarem naszych zainteresowań jest historia oraz wnioski jakie z niej wynikają. Tej roli  nie da się pogodzić z aktywnością polityczną. Komisja ma ten etap, godzenia roli ruchu historyczno-sentymentalnego z ruchem o ambicjach politycznych, szczęśliwie za sobą. Z tego doświadczenia ewidentnie wynika praktyczny wniosek ,że tych ról nie da się pogodzić. Gen polityki , który był u podstaw narodzenia się Stowarzyszenia Ordynacka , powoduje że wektory działania Komisji Historycznej i Ordynackiej biegną dzisiaj w różnych kierunkach. Dla wielu ciągle, wspólna „zrzeszeniowa tradycja” jest wartością samą w sobie, wartą tego żeby się spotykać i chociażby powspominać dawne czasy i wspólne inicjatywy. Nie jest tą wartością na pewno spotykanie się dla celów politycznych i dyskusji o tym, kto kogo poprze lub rekomenduje na jakąś partyjną listę kandydatów. Podstawowym warunkiem skuteczności ruchu współtworzonego przez Komisję Historyczną i chcącego podjąć praktyczne działania jest działanie oderwane od partyjnych konotacji. Dlatego też, wszystkie istotne inicjatywy Komisji Historycznej, jak choćby te które już proponowałem, muszą być samodzielnymi i suwerennymi inicjatywami, pozbawionymi wszelkich konotacji partyjno-politycznej.        
2. Powinniśmy jednak porozumieć się z Ordynacką i wyłączając ją z działań mających cele „historyczne” i integracyjne, określić realne pola naszej pracy oraz przestrzegać tego  w praktycznej działalności. Wielu z nas działając aktywnie na „polu historycznym” znajduje miejsce dla siebie w inicjatywach i działaniach Ordynackiej. I bardzo dobrze. Chodzi tylko o to żeby nie mieszać ról , które powinien spełniać budujący  się ciągle ruch historyczny, poprzez działania integrujące i dążenie do utrwalania i przekazania  prawdy historycznej, z ambicjami które ma Stowarzyszenie Ordynacka, chcące odegrać jeszcze jakąś ważną rolę na scenie politycznej i dlatego ciągle poszukujące dla siebie roli i miejsca na polskiej scenie politycznej. Tych dwóch ról nie da się pogodzić, potrzebny jest trwały „rozbrat”(zbieżność z nazwą znanej warszawskiej ulicy oczywiście zupełnie przypadkowa) w wymiarze organizacyjnym Stowarzyszenia i Komisji. Ale można przecież realnie działać w tych dwóch obszarach: „historycznym” i „politycznym”, realizując zadania , które każda z organizacji chce i potrafi spełniać!!. Nie warto przebierać się w tej działalności w nie swoje kostiumy(!!), bo będziemy, jak to mówią politycy „przeciwskuteczni”.  Ruch historyczny to tradycja, spotkania oraz integracja wokół tej tradycji i historii, a także dbanie o dobrą opinię o organizacji, do której się kiedyś należało. Natomiast Komisja Historyczna, to tworzenie warunków do aktywności dla pokolenia „stypendystów ZUS”, których coraz mniej łączy ze światem bieżącej polityki albo ze światem biznesu, skupionym wokół Ordynackiej. Natomiast stowarzyszenie Ordynacka chcące odegrać rolę polityczną, niestety, chyba na trwałe wpisało się do świata polskiej polityki, czyli  do ciągłego grania na podziały i obrzucania się epitetami oraz ciągłego „podczepianie” się pod jakąś partię i nieustannego dążenia do spełnienia jakiejś ważnej roli politycznej, na przykład  po lewej stronie sceny politycznej. To jest dzisiaj podstawowa domena działalności „Ordynackiej”. Jeżeli ruch historyczny budowany przez Komisję Historyczną, zacznie włączać się w te działania, jakie wypełnia i podejmuje Stowarzyszenie Ordynacka, która jest aktywna głównie na scenie politycznej, pełnej podziałów i konfliktów, to taki ruch bardzo szybko przestanie być komukolwiek potrzebny z tego środowiska, do którego się zwracamy. Nie ma taki pomysł większego sensu i nie tworzy żadnej szansy na realizację celów jakie sobie stawiamy. Bo zamiast jednoczyć, będziemy tylko dzielić.
3. Skuteczność i użyteczność Komisji Historycznej to moim zdaniem nie tylko konferencje i wydawnictwa. Nawet, jeżeli doprowadzimy do tego ,że stworzymy realne podstawy w ramach projektu „Ocalmy od zniszczenia i zapomnienia” do realnego uchronienia od zniszczenia i zapomnienia wielu materiałów archiwalnych, to pojawiają się dla nas sfery aktywności, których do tej pory nie podejmowaliśmy. Jeżeli chcemy być  potrzebni dla tych, którzy mogą być aktywni w Komisji i wokół Komisji powinniśmy uruchomić nowe inicjatywy programowe. Inicjatywy, które będą miały także bardziej praktyczny wymiar, dla osób które się w nie zaangażują. Myślę o dwóch projektach:
a/ Projekt ”senior w sieci WWW”, ukierunkowany na uczenie wielu naszych koleżanek i kolegów, korzystania z możliwości jakie oferuje nam dzisiaj Internet i technologie informatyczne, oraz przeciwdziałania wykluczeniu cyfrowemu, dotykającemu swoimi konsekwencjami coraz boleśniej wiele osób z naszego środowiska,
b/Projekt „wolontariat”, polegający na utworzeniu przy Komisji platformy kontaktu z organizacjami poszukujących wolontariuszy dla osób z naszego środowiska, które mogą wspomagać te organizacje, swoją wiedzą i kontaktami. Tworzone przez Komisję, Centrum Wspierania Wolontariatu może się  stać z czasem, płaszczyzną kontaktu z osobami, potrzebującymi wsparcia i pomocy oraz może stworzyć nowe możliwości wielu osobom , które muszą dzisiaj odnaleźć sens aktywności życiowej a nie tylko  społecznej.
Sądzę, że dla tych projektów możemy także zacząć realnie poszukiwać w  2012 roku pieniędzy ze środków publicznych, przygotowując odpowiednie wnioski ma konkursy. Nie rozwijam tego tematu szerzej, bo traktuję to jako projekt rozwojowy, nad którym powinniśmy prowadzić dalsze prace organizacyjne i rozpocząć poszukiwanie środków finansowych poza naszym środowiskiem. Natomiast podstawowe zasady finansowania projektu „Ocalmy od zniszczenia i zapomnienia” są już opracowane. Opierają się one na możliwościach, jakie stwarza polskie prawo podatkowe podatnikom,  którzy chcą dokonać odpisu podatkowego i dokonać darowizny na cele edukacyjne i oświatowe. Taką działalność prowadzi Fundacja i o takie darowizny będziemy prosić, te  nasze koleżanki i tych naszych kolegów, którzy mają takie możliwości.  
  4.Niech działania Komisji, które proponuję podjąć oraz wiara w ich powodzenie i sens  opierają się na sile przesłania piosenki Wojciecha Młynarskiego, jednego z najwybitniejszych studenckich poetów i autorów, jednocześnie tak mocno związanego kiedyś z klubem Hybrydy i  ZSP, który w piosence  pt. „Róbmy swoje” pisał tak: „ Róbmy swoje,/ Pewne jest to jedno, że / Róbmy swoje, / Póki jeszcze ciut się chce, / W myśleniu sens , w działaniu racja, /Próbujmy więc, a nuż fundacja – wystrzeli, / Róbmy swoje, / Może to coś da? Kto wie?../(..) Róbmy swoje,/ Pewne jest to jedno, że / Róbmy swoje,/ Bo dopóki nam się chce,/ Drobiazgów parę się uchowa:/ Kultura, sztuka, wolność słowa, dlatego/ Róbmy swoje,/Może to coś da? Kto wie?…/ ”
5.Fundacja Ogólnopolskiej Komisji Historycznej już kilka razy skutecznie „wystrzeliła”. Najwyższa pora na całą resztę!!
Warszawa,13/I/2012r.

error: Content is protected !!